czwartek, 28 października 2010

Krwawa niespodzianka

Powinno być o "mojej" trylogii, której pierwszy tom niedawno zaczęłam tłumaczyć. Temu blogowi należy się relacja, jak psu micha, bo przecież właśnie w celu pokazania od początku, jak przebiega tłumaczenie, został założony. A najlepiej do celów pokazowych nadaje się nowa pozycja, a nie kolejny tom cyklu, przy którym żadne nowe decyzje nie są potrzebne.

Niestety, najpierw dopadła mnie redakcyjno-techniczna rzeczywistość, która zaskrzeczała i przysypała mnie najpierw toną tak zwanych "helpów" do sprawdzenia, a potem czymś jeszcze bardziej upiornym. Spędziłam upojne trzy dni na sprawdzaniu kilku tysięcy nazw geograficznych z całego świata, pod kątem poprawności znaków diakrytycznych (takich jak ñ, ö czy é) oraz ewentualnego istnienia polskiej wersji.

Dałam sobie z tym radę i zajęłam się z powrotem "The Named", rozważając różne opcje dotyczące tytułu - ale to temat zupełnie oddzielny, który chyba musi poczekać. Albowiem przedwczoraj w mojej skrzynce wylądowała niespodzianka w postaci kolejnego dzieła pani Melissy de la Cruz. Tak, z cyklu "Błękitnokrwiści".

Rzecz nosi tytuł "Bloody Valentine" i nie do końca zasługuje na miano powieści. Po pierwsze, jest bardzo nieduża. Objętość książek mierzy się w tak zwanych arkuszach wydawniczych albo edytorskich - jeden arkusz to 40 000 znaków, liczonych razem ze spacjami ("strona znormalizowana" to 1800 znaków). Ta pozycja ma w oryginale zaledwie 3,3 arkusza - dla porównania "Zbłąkany anioł" to 7,9 arkusza, a najgrubszy z dotychczas wydanych tom, "Dziedzictwo" - prawie 11 arkuszy. Po drugie, składa się z trzech odrębnych opowiadań - dwa dzieją się "w linii fabularnej", czyli po zakończeniu wydarzeń ze "Zbłąkanego anioła", trzecie rozgrywa się w przeszłości i zawiera (zapewne bardzo oczekiwaną) historię pierwszego spotkania Allegry i Bendixa (czyli Stephena).

Warto podkreślić, że w oficjalnej numeracji to nie jest tom szósty. Zawarte tu historie, podobnie jak opowiadania zamieszczone w "Kluczach do Repozytorium", poszerzają wiedzę o świecie, ale nie są absolutnie niezbędne do zrozumienia dalszej fabuły. Za to, biorąc pod uwagę ich koncentrację na wątkach romantycznych, powinny stać się niezwykle pożądanym nabytkiem dla każdego fana tej serii.

Biorąc pod uwagę, że "Zbłąkany anioł" (właśnie - Wydawnictwo rozważa zmianę tytułu, więc ten nie jest ostateczny!) ma się ukazać w styczniu, "Bloody Valentine" jest planowane, bardzo stosownie, na luty. Nie mam natomiast pojęcia, pod jakim ostatecznie tytułem. Problem polega na tym, że tak naprawdę akcja żadnego z opowiadań nie dzieje się w pobliżu Walentynek - tytuł jest nawiązaniem albo do filmu zatytułowanego "My Bloody Valentine" (w Polsce znanego jako "Krwawe Walentynki"), albo też do zespołu muzycznego o tej samej nazwie. Tak czy inaczej mam wątpliwości, czy tytuł "Krwawe Walentynki" ma sens, skoro żadnych Walentynek w środku nie uświadczysz. A jeśli nie, to co innego? Roboczy pomysł to "Krwawe zaślubiny", ale wiem, że Wydawnictwo woli tytuły jednowyrazowe. Więc jeszcze się zobaczy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz