wtorek, 22 stycznia 2013

Raport styczniowy


Odwlekałam zrobienie rocznego podsumowania i im bardziej odwlekam, tym bardziej nie chce mi się za nie brać... W dodatku nie mam specjalnego przekonania, czy coś z niego wynika. Na razie pracuję w miarę moich sił i czasu, nie jest tak, żeby z płacy tłumacza dało się tarzać w kasie, ale w każdym razie wychodzę na swoje, a jeszcze na karmę dla kotów starcza. Jeśli o zeszły rok chodzi, to na pewno jedną z najprzykrzejszych rzeczy dla tłumacza jest, kiedy jego książka się nie ukazuje. Wszystko wskazuje na to, że taki los spotkał dalszy ciąg cyklu Dzieci cienie (czyli oryginalne tomy 5-7, które miały chyba być wydane w dwóch tomach u nas) oraz ostatni tom Strażników Veridianu. Przykre to, ale rozumiem Wydawnictwo, które nie chce wtapiać środków w tytuły, jeśli nie sprzedają się one dostatecznie dobrze.

Z innych wieści: mój "tajemniczy projekt" jest już w oficjalnych zapowiedziach wydawniczych, więc mogę w końcu napisać, że swój dorobek wzbogaciłam o pozycję przełożoną dla samego Wydawnictwa Literackiego, a zatytułowaną W Paryżu dzieci nie grymaszą. Nie jest to powieść, tylko rodzaj luźnych wspomnień połączonych z poradnikiem, spisanych przez Pamelę Druckerman, amerykańską dziennikarkę, która przeniosła się na stałe do Paryża i tam urodziła i wychowuje swoje dzieci. Rzecz strasznie fajna i zupełnie inna niż to, co robiłam do tej pory, pisana bardzo lekkim, ale przy tym charakterystycznym stylem, no i wypchana terminologią związaną z teoriami wychowywania dzieci. Wyszło mi to chyba nieźle, straszna szkoda, że Wydawnictwo nie "przyklepało" mi oblogowania tej książki (mam cichą nadzieję, że to tylko kwestia niedogadania). Oczywiście nie umiem powiedzieć, czy coś z tego wyniknie na przyszłość i czy dostanę jeszcze jakieś propozycje, ale przyznam, że mam nadzieję na jakiś sukces tej książki.

W międzyczasie (czyli jesienią) przełożyłam także książkę, o której nawet nie zająknęłam na blogu, czyli Bramy raju, ostatni tom cyklu Błękitnokrwiści Melissy de la Cruz. Szczerze mówiąc, nie wiedziałam za bardzo, co o niej pisać. Interesująca rzecz była tylko jedna: okazuje się, że można zapomnieć czyjś styl. Pamiętam, że nad pierwszymi tomami cyklu pracowało mi się dość gładko, tu natomiast brnęłam jak przez melasę (melassę?), wyrąbując z trudem każde zdanie. Efekt końcowy jest poprawny, książka na pewno zaciekawi fanów arystokratycznych wampirów jako zamknięcie opowieści, ale ja chyba byłam już trochę tym stylem zmęczona. A może po prostu niekompatybilna z nim?

Poza tym, jeśli wierzyć zapowiedziom Wydawnictwa Jaguar, na dniach powinno ukazać się Endless Summer pod polskim tytułem brzmiącym (chyba) Miłość, flirt i inne zdarzenia losowe. Dostałam natomiast do przekładu kolejną powieść Jennifer Echols, zatytułowaną Forget You, co mnie bardzo ucieszyło: z jej stylem jestem zdecydowanie kompatybilna i robota idzie mi bardzo fajnie. W dodatku mam już pęczek rzeczy, o których będę mogła napisać!

I jeszcze całkowicie na marginesie: przeglądając (zdecydowanie po zbyt długiej przerwie) pulpit Bloggera i panel komentarzy znalazłam trochę komentarzy do dawniejszych notek. Staram się na nie odpowiadać, ale nie wiem - czy to mój layout jest jakiś wadliwy, czy też Blogger nie ma możliwości odpowiadania na komentarze? Tak czy inaczej osoby, którym odpowiadam, raczej się o tym nie dowiedzą. Trudno się mówi.