środa, 31 sierpnia 2011

Status sierpniowy

Jak widać, dwa tygodnie urlopu przemknęły, a potem wpadłam głową naprzód w tłumaczenie drugiego tomu Dzieci cienia z jednej strony, a kociołek zleceń z Lionbridge z drugiej, przedzielony próbami opanowania stosika recenzji na Tanuki.

Drugi tom jest po pierwszym tłumaczeniu – teraz jeszcze raz to przeczytać i wio do Wydawnictwa, niech tam się dalej martwią. Nie mam w sumie pojęcia, jaki będzie tytuł polski – Wydawnictwo w zapowiedziach machnęło Wśród kłamców, ja bym chyba wolała Wśród oszustów (z dwojga złego). Zobaczymy, co wygra marketingowo.

Tłumaczenie jako takie szło gładko, przy czym nie wykluczam całkowicie, że mogłam już po prostu się przyzwyczaić do tej roboty. Ale inna rzecz, że to jest dość zgrabnie napisane i nie ma problemu np. ze stałym powtarzaniem jakiejś czynności albo gestu. Koszmarem jest przełożenie dialogu, gdzie każdą kwestię autor opartuje didaskaliami: „popatrzył w górę”, „popatrzyła na niego” , „odwrócił spojrzenie”, „opuściła głowę”, „spojrzał przelotnie w okno”… Człowiek ma wtedy wrażenie, że książka nie jest o ludziach, a o jakichś krętogłowach!

Mam natomiast nowy problem nazywający się „neologizmy”. W tym tomie pojawiają się trzy: lecker, fonrol i exnay. Niestety w dwóch na trzy przypadki nie doszłam do źródłosłowu (chyba tu zresztą nie ma źródłosłowu, tylko fantazja autorki), więc nie mogę sobie pomóc w ten sposób. Nie zdradzając za wiele z fabuły, napiszę tylko, że wszystkie trzy słowa traktowane są jako obelgi, ale w rzeczywistości mają pierwotne, nieobelżywe znaczenie (mniej więcej tak, jak polskie „down” – samo w sobie może być określeniem choroby, ale utarło się po prostu jako obelga niemająca związku z faktyczną chorobą). Dodatkowe utrudnienie polega na tym, że nie mogą się kojarzyć z tym właściwym znaczeniem, bo wtedy byłoby dziwne, dlaczego bohater nie domyślił się, dopóki ktoś mu nie powiedział. Potrzebowałam trzech słów nieistniejących w języku polskim, na tyle potocznie brzmiących, żeby się sprawdzały jako rzucona obelga (czyli krótkie i wygodne do wymawiania) i jakoś pasujących.

Z tego wszystkiego podobają mi się dwa: „pojaw”, którego sama wymyśliłam i który zastępuje exnay oraz podsunięty przez koleżankę ircowo-tanukową „bobok” jako lecker. Z trzecim, czyli fonrol, jest problem: na razie używam „znosek”, ale wydaje mi się, że to nie pasuje do pierwotnie neutralnej funkcji, jaką to słowo miało pełnić. Ono nie jest najważniejsze – o ile pamiętam, dość często w dalszych tomach pojawia się exnay, rzadziej lecker, a fonrol prawie wcale, ale mimo wszystko pomyślę jeszcze, czy nie uda mi się wykombinować czegoś nowego. I podmienić globalnie, zanim jeszcze tekst wyślę.

Z innych wiadomości: oficjalnie oznajmiam, że dotarł do mnie świeżutki pdf zawierający Lost in Time. Tym samym wiem już, czego nie będę robiła, kiedy tylko oddam Wśród oszustów. Otóż nie będę się nudziła, moi kochani… Książki jeszcze nie przeczytałam, rzut oka na początek i koniec pokazał, że autorka chyba trochę zmieniła koncepcję, bo sporo rzeczy się „wydarzyło” pomiędzy tomami, przesuwając początek fabuły tam, gdzie jej pasował (a nie tam, gdzie był w stosunku do ostatnich opisanych wydarzeń). Za to zapowiada się więcej Mimi, a to już coś na pociechę dla mnie.