piątek, 1 października 2010

Kobieta pracująca

Miałam dzisiaj interesujące doświadczenie, polegające na nagłym, awaryjnym zastępstwie w szkole. Nie, nie jestem nauczycielką. Ale jeśli da mi się klasę i prezentację, to potrafię jakoś, z dobrą dykcją, wepchnąć to drugie tej pierwszej. Szczególnie jeśli klasa malutka, a tematyka mi dość bliska, bo dotycząca metodologii badań populacji roślinnych. Żeby nie było mi za dobrze, były to dwie klasy, każda po dwie godziny lekcyjne, z dwugodzinną przerwą w środku. Żeby było mi całkiem źle, za dobry uczynek zastępstwa zostałam pokarana ciężkim (acz na szczęście chyba nie śmiertelnym) przypadkiem przeziębienia. Ale nic to, jakoś sobie poradziłam, chociaż oczywiście czegoś tam zapomniałam, a coś powiedziałam nie tak. Mam nadzieję, że ogólny zrąb im tam się jakoś zanotował.

Jaki to ma związek z tłumaczeniami? No, żaden - ale wyjaśnia, czemu mam dzisiaj niewiele do powiedzenia, no i pokazuje, że tłumaczka jest prawdziwa kobieta pracująca i żadnej pracy się nie boi.

Związek z tłumaczeniami miała natomiast dwugodzinna przerwa, kiedy to doczytywałam sobie spokojnie ostatni tom trylogii. Jak się spodziewałam, w drugiej połowie skala wydarzeń i mocy troszeczkę zaczęła się wymykać autorce spod kontroli - ale na szczęście nie na tyle, żeby całość zrobiła się niestrawna. No i pewien artefakt jako żywo skojarzył mi się z sympatycznym anime zatytułowanym Slayers - chociaż pewnie nadinterpretuję, bo podobne pomysły w różnych miejscach się trafiały. Ale za to końcówka jest mocna (może dla niektórych będzie za mocna), no i ostatnie zdanie trylogii zarysowało mi się bardzo wyraźnie po polsku. Chociaż zanim do niego dojdę, upłyną długie miesiące...

Problem czasu teraźniejszego trzeba będzie sprawdzić w praniu, ale ma szanse jakoś wyjść. Mam kilka niezłych pomysłów na rozmaite nazwy oraz jeden pomysł racjonalizatorski dotyczący obcięcia niemego "h" z imienia jednej dziewczyny - i tak jest fikcyjne, a po tej operacji nie będzie problemów z polską odmianą. Nieme "h" to oczywiście takie, którego się nie wymawia - czyli tak jak w imieniu Hannah, które wymawia się {hana}. W wymowie nie ma problemów, bo się to odmienia, ale na piśmie się nie powinno, no i potem wygląda to dziwacznie. Więc ciachnę sobie to "h" i już.

Natomiast - powtórzę się - dalej nie mam pomysłu na ten zakichany, absolutnie i całkowicie kluczowy dla fabuły pojedynczy termin. Każdy polski odpowiednik brzmi źle z innego powodu. W końcu chyba ponumeruję poszczególne pomysły i za pomocą tablicy liczb losowych zdecyduję, co ma sens. Uczyłam dzisiaj licealistów, jak się bawić tablicą liczb losowych.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz