czwartek, 8 grudnia 2011

Status grudniowy

Status prac: Pierwszy i drugi tom Dzieci cieni ukazały się na początku października, wydane razem i bardzo ładnie, pod tytułem Wśród ukrytych. Wśród oszustów. Tom trzeci i czwarty (Wśród zdradzonych i Wśród notabli) są już w Wydawnictwie i powinny zostać wydane w styczniu 2012 - mają tymczasem okładkę i zajawkę (moim zdaniem okładka jest ciut ciemna, ale może w druku wyjdzie lepiej). Okładki dorobił się także Klucz, ale data wydania pozostaje bliżej nieokreślona, niestety; wiem tyle, że gdzieś w przyszłym roku. Ja w tym momencie zostałam przełączona w tryb oszczędzania energii: czekam na odpowiedź, czy mam "lecieć" z dalszymi tomami Dzieci cieni (zostały trzy), czy też zająć się czymś innym i nowym.

Tak jak pisałam wcześniej, Dzieci cienie słabo nadają się do analizowania pracy tłumacza, ponieważ z mojego punktu widzenia nie stanowią specjalnego wyzwania. Proszę mnie dobrze zrozumieć - to nie znaczy, że książki są słabe czy nieciekawe. Chodzi o to, że są napisane przejrzystym, klarownym językiem, bez żadnych sztuczek i eksperymentów, bez charakterystycznych manier mówienia i niemal bez własnej terminologii, której pełno było chociażby w Błękitnokrwistych. To wszystko powoduje, że praca nad przekładem idzie bardzo szybko, ale też nie pozostawia specjalnie materiału do blogowania.

Piąty tom, Wśród odważnych, który mam nadprogramowo rozgrzebany, dostarcza trochę ciekawszego materiału, wprowadzając dwóch bohaterów, z których jeden posługuje się językiem pełnym trudnych słów, a drugi z kolei bardzo kolokwialnym i czasem niegramatycznym. Wydaje mi się jednak, że efekt w przekładzie zostanie mocno osłabiony. Owszem, nie mam problemu z umieszczaniem w wypowiedziach postaci pierwszej trudnych słów, ale rozbijam się np. o rozważania o słowach angielskich zaczerpniętych z łaciny, np. feral, oznaczającego zdziczały (w kontekście bezpańskich kotów). Polski nie czerpie z łaciny aż tak głęboko, jak angielski, a przede wszystkim - czerpie w innych miejscach. Ja natomiast nie mam manewru o tyle, że jeśli rzeczone koty są potrzebne do szerszych rozważań, to nie mogę ich tak po prostu w całości zastąpić czymś, co po polsku dawałoby się do łacińskiego pierwowzoru sprowadzić, a jeszcze spełniało odpowiednie warunki (tj. miało inne znaczenie od oryginalnego, bo o to chodziło w tym przypadku). Z drugiej strony Wydawnictwo niechętnie widzi formy niegramatyczne w dialogach, w słusznym założeniu, że niektórzy czytelnicy mogą albo uznać to za błąd redakcyjny, albo też (co gorsza!) za prawidłową formę. Do tego dialogi w tej książce niosą sporo informacji, co oznacza, że rzeczony prosty chłopak musi wyrażać czasem dość skomplikowane rzeczy i zwyczajnie nie mogę przesadnie kolokwializować jego wypowiedzi, bo staną się niezrozumiałe. Ostatecznie wychodzi mi to wszystko dość sztucznie i chyba wiele na to nie poradzę. Nie jestem dość dobra na takie zabawy przede wszystkim dlatego, że w tym momencie mam raczej słabe pojęcie o używanym przez młodzież języku potocznym - tyle, że i tak nie mogłabym go użyć w formie natywnej ze względu na wulgaryzmy (zresztą całkowicie nieobecne w oryginale).

Na pociechę czytam sobie kryminały Dicka Francisa w oryginale i rozkoszuję się zarówno cudownym brytyjskim angielskim, jak i cudowną świadomością, że nie muszę tego tłumaczyć. Książki w mniejszym lub większym stopniu napakowane są terminologią związaną z końmi i wyścigami (całkowicie fachową, ten facet wiedział doskonale, o czym pisze), a ja może wiedziałabym, gdzie szukać pomocy w tym zakresie, ale to tyle. Po angielsku rozumiem bez problemu, polskich odpowiedników nie znam, zresztą często nawet nie jestem pewna, czy istnieją, bo wyścigi w Polsce były zdaje się na trochę innych zasadach niż w Wielkiej Brytanii. Ale za to tłumaczenie żywych dialogów i zwykle lekko złośliwych komentarzy odautorskich (czy odbohaterskich, bo narracja jest zawsze w pierwszej osobie) byłoby czystą przyjemnością. Zdecydowanie popracowałabym nad czymś lekko złośliwym.

4 komentarze:

  1. Hej!
    Wpisuję się pierwszy raz, ale nie mogłam przejść bez słowa nad zachwytem nad Francisem. Ja też bardzo lubię jego książki, są bardzo fajne i dobrze przemyślane. I wersje angielskie wydaja mi się dużo ciekawsze i głębsze psychologicznie niż polskie tłumaczenia.

    OdpowiedzUsuń
  2. Tęskniłam za notką na Pani blogu. Może w Nowym Roku będzie więcej wyzwań?
    Zauważyłam, że jak coś nie jest przymusem to sprawia większą przyjemność.

    OdpowiedzUsuń
  3. Widzę, że pracy miałaś ostatnio dość sporo... Muszę upolować te pierwsze Dzieci Cienie - na pewno podzielę się wrażeniami :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Pracy sporo, ale głównie z recenzjami, tłumaczenie idzie swoją drogą.

    A Francis... Nie wiem, czy głębokie psychologicznie, ale facet rzeczywiście ma (miał) bardzo fajną umiejętność celnego podsumowywania cech ludzkich, pewnie dlatego te jego postaci są takie krwiste. Natomiast z przekładami główny przekład jest taki, że te książki są z reguły napakowane specyficzną wiedzą - nie zawsze tylko wyścigową - a trudno o tłumacza od powieści kryminalnych, który będzie specjalistą od tego w takim stopniu, jak autor.

    OdpowiedzUsuń