Od czasu do czasu tłumacz się nadziewa na Problem. Taki naprawdę paskudny i trudny do obejścia. Z rybami poradzę sobie sama i na własną odpowiedzialność, co jednak zrobić, kiedy nadjeziorne życie bohaterów zahacza o rozrywki daleko wykraczające poza moje kompetencje?
Powiedzmy, że z żeglarstwem sobie jakoś poradzę. Nie znam się na tym specjalnie, ale liznęłam przy okazji rozmaitych lektur tego i owego, więc podpierając się niezawodnym internetem jestem w stanie ustalić, jak się nazywa taka dziura, co się w nią maszt wtyka (gniazdo) albo taka linka, co się nią manewruje żaglem (fał). Nie zmienia to faktu, że człowiek co chwila się przeraża, że się wygłupi - czy motorówka ma klakson? Znaczy, ma coś, co trąbi, ale czy tak się go nazywa? (Chyba tak). Co to ma być "idle zone" na przystani? (Licho wie, będę dalej konsultować). Tu jednak przynajmniej mam od biedy kogo się pytać.
Problem (ten przez duże P) polega na tym, że bohaterowie uprawiają wakeboarding, ja zaś o istnieniu tego sportu dowiedziałam się dopiero z tej książki. I nie ma tak dobrze, że autorka pisze "no to popołudnie spędzaliśmy uprawiając wakeboarding" (swoją drogą - "surfing", ale "surfować", a przecież nie można chyba mówić o "wakeboardowaniu"!). Autorka szczegółowo opisuje najrozmaitsze ewolucje i skoki wykonywane przez bohaterów! Mogę sobie oczywiście znaleźć na YouTube, jak to wszystko wygląda, nie ma sprawy. Ale jak to nazwać w tłumaczeniu?! Rozpaczliwy rajd po stronach i forach zaowocował przekonaniem, że większość tych ewolucji po prostu funkcjonuje pod nazwami angielskimi, które są krótkie i proste (podobnie jest zresztą w przypadku deskorolki). Nie mam jednak pewności, czy aby wszystkie - poza tym tam, gdzie to możliwe, wolałabym stosować polskie odpowiedniki, bo książka nie jest przecież dla fachowców. To znaczy - salto zamiast front flip i inne tego rodzaju. Ale czy bohaterka może powiedzieć Zrobiłam heelside backroll z nose-grabem?!
Dojrzewam do tego, żeby zacisnąć zęby i zadać na jednym z tych forów odpowiednie pytanie. Nie wiem tylko, czy wakeboardziści aby na pewno nie jadają tłumaczek, a poza tym problem polega na tym, że tego rodzaju kwiatków mam sporo, wtopionych w zdania i akapity, a jakoś trudno mi sobie wyobrazić zmuszanie zdrowego samca do czytanie obszernych fragmentów romansu dla nastolatek. Nawet zaskakująco niezłego.
Wyłażąc na chwilę z wody: zabawną różnicą kulturową jest rozrywka nazywana drinking game, która generalnie polega na szukaniu pretekstów do picia. W omawianym przykładzie chłopaki bawią się w rzucanie monet do kubka, a kto trafi, ten wskazuje ofiarę, która ma wypić następną kolejkę. Wyrafinowany ubaw po pachy... Tylko że moi znajomi zgodnie orzekli, że na imprezach polskich nikt się w takie subtelności nie bawi, jak się pije, to się pije. A co za tym idzie, drinking game nie ma polskiego odpowiednika. Bo kogo to obchodzi, że tłumaczka potrzebuje...
Powiedzmy, że z żeglarstwem sobie jakoś poradzę. Nie znam się na tym specjalnie, ale liznęłam przy okazji rozmaitych lektur tego i owego, więc podpierając się niezawodnym internetem jestem w stanie ustalić, jak się nazywa taka dziura, co się w nią maszt wtyka (gniazdo) albo taka linka, co się nią manewruje żaglem (fał). Nie zmienia to faktu, że człowiek co chwila się przeraża, że się wygłupi - czy motorówka ma klakson? Znaczy, ma coś, co trąbi, ale czy tak się go nazywa? (Chyba tak). Co to ma być "idle zone" na przystani? (Licho wie, będę dalej konsultować). Tu jednak przynajmniej mam od biedy kogo się pytać.
Problem (ten przez duże P) polega na tym, że bohaterowie uprawiają wakeboarding, ja zaś o istnieniu tego sportu dowiedziałam się dopiero z tej książki. I nie ma tak dobrze, że autorka pisze "no to popołudnie spędzaliśmy uprawiając wakeboarding" (swoją drogą - "surfing", ale "surfować", a przecież nie można chyba mówić o "wakeboardowaniu"!). Autorka szczegółowo opisuje najrozmaitsze ewolucje i skoki wykonywane przez bohaterów! Mogę sobie oczywiście znaleźć na YouTube, jak to wszystko wygląda, nie ma sprawy. Ale jak to nazwać w tłumaczeniu?! Rozpaczliwy rajd po stronach i forach zaowocował przekonaniem, że większość tych ewolucji po prostu funkcjonuje pod nazwami angielskimi, które są krótkie i proste (podobnie jest zresztą w przypadku deskorolki). Nie mam jednak pewności, czy aby wszystkie - poza tym tam, gdzie to możliwe, wolałabym stosować polskie odpowiedniki, bo książka nie jest przecież dla fachowców. To znaczy - salto zamiast front flip i inne tego rodzaju. Ale czy bohaterka może powiedzieć Zrobiłam heelside backroll z nose-grabem?!
Dojrzewam do tego, żeby zacisnąć zęby i zadać na jednym z tych forów odpowiednie pytanie. Nie wiem tylko, czy wakeboardziści aby na pewno nie jadają tłumaczek, a poza tym problem polega na tym, że tego rodzaju kwiatków mam sporo, wtopionych w zdania i akapity, a jakoś trudno mi sobie wyobrazić zmuszanie zdrowego samca do czytanie obszernych fragmentów romansu dla nastolatek. Nawet zaskakująco niezłego.
Wyłażąc na chwilę z wody: zabawną różnicą kulturową jest rozrywka nazywana drinking game, która generalnie polega na szukaniu pretekstów do picia. W omawianym przykładzie chłopaki bawią się w rzucanie monet do kubka, a kto trafi, ten wskazuje ofiarę, która ma wypić następną kolejkę. Wyrafinowany ubaw po pachy... Tylko że moi znajomi zgodnie orzekli, że na imprezach polskich nikt się w takie subtelności nie bawi, jak się pije, to się pije. A co za tym idzie, drinking game nie ma polskiego odpowiednika. Bo kogo to obchodzi, że tłumaczka potrzebuje...